Jaś i Małgosia - rodzeństwo, które przeżyło : otras recomendaciones - Página 4 Descubre películas del mismo género y temáticas que Jaś i Małgosia - rodzeństwo, które przeżyło . Te dejamos un listado de películas que podrían interesarte si te gustó Jaś i Małgosia - rodzeństwo, które przeżyło o estás buscando algo en la Kasia Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś ,Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś a ile Piotr? Pierwszej osobie daje naj! Potrzebne obliczenia! Kasia Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś ,Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś a ile Piotr? Pierwszej osobie daje naj! Potrzebne obliczenia!... Kasia,Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr? Kasia,Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr?... Kasia Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś,Piotr Miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś a ile Piotr? Pomóżcie z tym prosze Kasia Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś,Piotr Miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś a ile Piotr? Pomóżcie z tym prosze... Kasia, Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr? Kasia, Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr?... Kasia, Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr? Kasia, Jaś i Piotr to rodzeństwo. Gdy urodził się Jaś, Piotr miał 5 lat. Kasia jest 2 razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat. Ile lat ma teraz Jaś, a ile Piotr?... jaś i piotr to rodzeństwo gdy urodził się jaś piotr miał 5 lat kasia jest 2 razy młodsza od jasia i ma teraz 6 lat ile lat ma teraz jaś a ile piotr jaś i piotr to rodzeństwo gdy urodził się jaś piotr miał 5 lat kasia jest 2 razy młodsza od jasia i ma teraz 6 lat ile lat ma teraz jaś a ile piotr...

Kasia Rozpocznie Prace W Ogródku W Drugiej Połowie Maja. Każdego dnia będzie siała inną roślinę. W związku z tym do połowy maja warto wstrzymać się z sadzeniem roślin mało odpornych na zimno a inne rośliny do tego czasu należy odpowiednio zabezpieczyć. Kasia rozpocznie prace w ogródku w drugiej połowie maja.Będzie from

Kasia , jaś i piotr to rodzeństwo . Gdy urodził się jaś , Piotr miał 5 lat . Kasia jest dwa razy młodsza od Jasia i ma teraz 6 lat . Ile lat ma teraz jaś a ile Piotr. tu najbliżsi: rodzeństwo, rodzice, dziadkowie, a być może już partner. i następne pokolenie – twoje dzieci. Narysuj sobie swoje gniazdo: obojętnie, czy w grafie przypominającym atom, czy jako fragment. drzewa genealogicznego. Popatrz na swoją otulinę, zastanów się, jakimi emocjami obdarzasz te osoby. Jak je narysowałeś, blisko,

Na to, kim jesteśmy, olbrzymi wpływ ma nasze rodzeństwo. To twarde dane z badań. Ale co to oznacza dziś, w czasach zszywanych rodzin, dzieci z poprzednich małżeństw, przyrodnich braci i sióstr? Temat został przez psychologów przebadany na wskroś. A wyniki są dość jednoznaczne. Posiadanie rodzeństwa ma olbrzymi wpływ na to, jakimi będziemy partnerami, rodzicami, przyjaciółmi, pracownikami. Z badań wynika, że kluczowa dla przyszłych strategii na życie jest kolejność narodzin, płeć, a dopiero w tym kontekście – cechy, które wylosowaliśmy w genetycznej loterii, przychodząc na świat. Na blisko 350 tys. rodzących się co roku dzieci ok. 200 tys. ma lub będzie miało rodzeństwo. To pierwszy poligon doświadczalny ludzkich słabości i instynktów. Mamy też w Polsce 100 tys. tak zwanych rodzin rekonstruowanych, w których żyje ponad 220 tys. dzieci – w większości z poprzednich związków. Niemal połowa z nich ma przyrodnie rodzeństwo pod tym samym dachem. Ale badacze tematu dodają też, że niezależnie od zmian modeli rodzinnych – każde z rodzeństwa przychodzi na świat w innej rodzinie, nawet będąc dzieckiem tego samego ojca i matki. Bo dzieci rodzą się na różnych etapach związku, na różnych etapach kariery rodzica. Bo inaczej rozwija się to, którego rodzice się kochają, inaczej, gdy łączy ich już tylko wspólny kredyt. Pilotem w łeb Jeszcze pokolenie temu z faktu bycia pierwszym wynikało dziedziczenie i autorytet u młodszego rodzeństwa. To był przywilej, ale i obowiązki, bo najstarsze pomagało w opiece nad młodszymi. Tak bywa i dziś, szczególnie w rodzinach wielodzietnych i niepełnych. Szymon, 43-letni przedsiębiorca z Warszawy, został po rozwodzie weekendowym tatą. Część jego obowiązków spadła na najstarszą, wówczas 13-letnią, Karolinę. 8-letni Łukasz i 4-letni Maniek stali się dla siostry bracio-dziećmi. Szymon zauważył to podczas pierwszych wspólnych wakacji we czworo. Karolina pilnowała, żeby się przebrali po basenie, dojedli obiad, nie oglądali za długo telewizji. – Ciężko było przełączyć ją na tryb dziecka i zdjąć z niej te obowiązki. Spytałem więc, czy dobrze się z tym czuje. Rozpłakała się i powiedziała, że ma tego już dość, że jest zmęczona – wspomina ojciec. Problem w tym, że obowiązki przerzuciła na nią matka, przy której została cała trójka. Karolina troszczy się więc tak, jak umie. – Nie chcesz wykonywać poleceń, to w łeb. Tak niestety wygląda dziś opieka Karoliny – martwi się Szymon, który interweniował ostatnio, gdy córka rzuciła się na brata, bo nie chciał oddać jej pilota od telewizora. Zauważył też, że dzieciaki nauczyły się manipulować i zwykle dwójka, w różnej konfiguracji, staje przeciwko jednemu. – Najczęściej wkręcają tego środkowego, podpuszczając go, więc łatwo zostaje kozłem ofiarnym – żali się Szymon. Ronald W. Richardson i Loisa A. Richardson, autorzy książki „Najstarsze, średnie, najmłodsze. Jak kolejność narodzin wpływa na twój charakter”, udowadniają, że najstarsze dzieci są zwykle nadodpowiedzialne, nadopiekuńcze. Szybko przejmują kontrolę, mają skłonność do przepracowywania się, są zadaniowe. Bywa, że nie wierzą w kompetencje innych. Co ma wady – ale i zalety. Bo z badań wynika, że to oni najczęściej zostają liderami, szefami, kierownikami. Szczególnie kobiety mają tendencję do „brania wszystkiego na siebie”, bo taki jest też przekaz kulturowy, a już zwłaszcza gdy mają młodszych braci. Partnerstwo przychodzi im z trudem – bo szybko stają się pełne żalu i każdy komunikat sprowadza się do pretensji. W odróżnieniu od pierworodnych pozycja najmłodszego oznacza zwykle więcej luzu i więcej akceptacji na starcie. – Dopiero przy trzecim dziecku odpuściłam sobie bycie supermamą. Chodzi uświniony cały dzień, a mnie to przestało martwić – mówi Magda Modlibowska, menedżerka, mama trójki dzieci, w tym adoptowanych Leny i Miry (niespokrewnionych) oraz biologicznego syna Olafa. Z badań wynika, że ostatnie dzieci są najspokojniejsze, bo rodzice okrzepli już w swoich rolach. Rzadko stają się liderami, sprawdzają się za to w negocjacjach. W rodzinie Modlibowskich narodziny Olafa zdetronizowały średnią córkę – Mirę, co z kolei sprawiło, że zbliżyła się bardziej do starszej siostry. Na szczęście obie mają do najmłodszego brata słabość, zobaczyły, że nie ma różnicy w byciu adoptowanym i biologicznym dzieckiem, że mama tak samo bywa zmęczona i tak samo złości się na Olafa. Średni często skarżą się, że nie mają swojego miejsca w rodzinie. Bywa, że nakładają maskę tzw. niewidzialnych dzieci albo buntują się, poszukując wsparcia w grupie rówieśniczej. Poszukując swojej tożsamości, szybko się usamodzielniają. Jak się potem okazuje, potrafią „układać się” z innymi, adaptować z łatwością do trudnych warunków. Na Jasia i Małgosię Zwykle też w życiu rodzeństwa, niczym w korporacji czy partiach politycznych, są koalicje, zaplatają się intrygi, manipulacje, kłamstwa, zwalczanie się nawzajem, donosy jednego na drugiego. Jeśli rodzicom zabraknie dojrzałości – rodzi się wrogość, która ciągnie się przez całe życie, a nawet dłużej. Bo śmierć brata czy siostry nie uwalnia od złych uczuć, które nierzadko pod płaszczykiem opowieści rodzinnych, tych prywatnych mitów, przechodzą na kolejne pokolenia. – A gdy przychodzi do dzielenia majątku po rodzicach, w wynikających przy okazji sporach nie chodzi zwykle o materialne rzeczy – twierdzi dr Jolanta Berezowska, psychoterapeutka. – Czasem okazuje się, że złość i poczucie niesprawiedliwości sięgają trzy pokolenia wstecz. By wybuchnąć przy okazji sprawy o spadek. Zdaniem psychologów kluczowym momentem w rozwoju więzi między rodzeństwem jest pojawienie się nowego dziecka. Salvatore Capodieci, autor książki „Rodzeństwo – Jaś i Małgosia czy Kain i Abel”, uczula rodziców na ten moment, bo bywa on zarzewiem konfliktu, który waży potem na braterskiej więzi. – Zdarza się, że starszy złości się, mówi, że nienawidzi brata czy siostry, bo psuje mu zabawki, choć to niemowlak. Ważne, by dać przestrzeń na te emocje, nie rugać za uczucia, których sam jeszcze nie rozumie – wyjaśnia dr Jolanta Berezowska. Mitem jest też, że wszystkie dzieci kocha się tak samo – i warto, żeby rodzice to sobie uświadomili. Pamiętając, że inaczej nie musi oznaczać: mniej. Dziecku wystarczy poczucie, że dla niego wystarczy, że jest równe, nie gorsze. Niestety, w praktyce wyjątkowo często zdarza się wyróżnianie jednego. – A najgorsze jest to, kiedy rodzic bliżej jest z dzieckiem niż z partnerem. To sytuacja spotykana i po rozwodach, i pod wspólnym dachem – konstatuje dr Berezowska. W psychologii takie wplątywanie dzieci w konflikt nazywane jest triangulacją: to wyjątkowo ciężki bagaż, bo dzieci, zamiast tworzyć sobie swój system, w którym uczą się współpracy, wsparcia, rozwiązywania konfliktów – stają się sobie obce. Względnie, jeśli do tego dochodzą problemy typu nałóg rodzica, przemoc fizyczna lub psychiczna, dzieci zbliżają się do siebie jak ofiary w oblężonej twierdzy. W takich sytuacjach nierzadko dochodzi nawet do kazirodztwa. Jak Ojciec Bóg Z tym, czy z własnym rodzeństwem pokochamy się jak Jaś i Małgosia, czy znienawidzimy jak Kain Abla, geny nie mają nic wspólnego. Nikt się nie rodzi z jakąś szczególną łatwością kochania akurat brata – rodzonego czy przyrodniego. Zauważyli to w swojej sztuce „Ojciec Bóg” Katarzyna i Jacek Wasilewscy, rodzice trójki dzieci. – Patriarchalizm budował hierarchię wewnątrz rodziny, a na zewnątrz służył krajowi, sprawdzał się w innych czasach, dziś nie – podkreśla dr Jacek Wasilewski. I dodaje, że choć patriarchalny styl rodzinny się zdezaktualizował, to wciąż jesteśmy w trakcie budowy jakichś nowych wzorców. Miliony rodziców, marzących o „wychowaniu bez porażek”, recept na dobre życie dla swoich dzieci szukają w poradnikach: jak przegrywać, żeby nie czuć się gorszym? Jak walczyć, by nie niszczyć siebie? Jak wygrywać, by nie gardzić zwyciężonymi? A tymczasem ich dzieci, pozbawione już familijnego, hierarchicznego porządku, nierzadko porzucone emocjonalnie przez zapracowanych rodziców – nadmiernie obarczane zajęciami pozalekcyjnymi, izolowane od domowych obowiązków – nie mają czasu na zbliżanie się do swojego rodzeństwa. Choć to właśnie czas – oprócz wspólnoty doświadczeń – ma kluczowe znaczenie. Dlatego psychologowie nie demonizują np. zjawiska rodzin składanych, patchworkowych. Fakt, pojawienie się przyrodniego rodzeństwa to pożegnanie nadziei, że biologiczni rodzice się zejdą – a każde żywi taką nadzieję. Dlatego „intruz” może budzić niechęć – a zadaniem rodzica jest dać dziecku do tej niechęci prawo. Osiami konfliktów w patchworkowych rodzinach są według badacza problemu Salvatore Capodieciego dwie sprawy: poczucie, że jest się nierówno traktowanym, oraz brak własnego terytorium – np. w domu macochy i jej dzieci. Zadbanie o każdą z tych spraw leży w zasięgu rodziców. – Znam rodzinę, w której ojciec miał trzy żony i dzieci z każdą z nich. Te dzieci się spotykają i lubią, bo szanują się ich matki. Nie są przyjaciółkami, ale zależy im na tym, żeby dzieci były rodziną. Przekroczyły pewien próg złości i zazdrości – opowiada dr Jolanta Berezowska. Wszystko zależy od tego, jaki świat pokażemy dzieciom. Taki, w którym ludzie się lubią, czy taki, w którym karmią swoją złość ich kosztem. Magdalena Modlibowska, autorka książki „Odczarować adopcję” i matka dzieci (z których, jak sama mówi, każde jest z innej parafii), sama też pochodzi z patch­workowej rodziny, choć nikt tak kiedyś tego nie nazywał. Dwoje najstarszych – siostra i brat – to było przysposobione rodzeństwo, drugi, środkowy brat był synem ojca z poprzedniego związku, ona była biologicznym najmłodszym dzieckiem rodziców. Dużo młodszym, ponieważ od starszego brata dzieliło ją siedem lat, od pozostałych więcej. Mimo rodzinnych sympatii i antypatii całej czwórce udało się zbliżyć. Magda Modlibowska zauważa, że tę więź odczuli najbardziej po śmierci ojca. – Pomyślałam, że nie jestem w tym sama. Dlatego zawsze powtarzam moim dzieciom: bądźcie razem, wspierajcie się, bo niezależnie od tego, co się zdarzy, zawsze będziecie mieli siebie – mówi. – Ale – dodaje Magda Modlibowska – miłość to czas oraz to, co się razem przeżyło. Będąc w rodzeństwie, trzeba sobie na miłość zasłużyć, dogadać się. Ale to daje niesamowite poczucie przynależności do kogoś innego niż rodzice. Wśród dzisiejszych dorosłych swoje relacje z rodzeństwem za mało znaczące uważa zaledwie 15 proc. badanych. Nieco mniej intensywnie przeżywają tę miłość bracia, zaś siostry stają się z wiekiem coraz bardziej sobie bliskie. Ale warto walczyć o dobre relacje z rodzeństwem, bo trwają dłużej o jakieś 30–40 lat niż te między dziećmi a rodzicami. Ich znaczenie widać dopiero w cyklu życia, a najwyraźniej – na starość, kiedy ten ktoś, kogo znamy od zawsze, staje się jedyną osobą, której na nas zależy. Z racji na tę wieloletnią wspólnotę czasu oraz miejsca. Jeśli taka była.

1.3K views, 7 likes, 7 loves, 14 comments, 5 shares, Facebook Watch Videos from Jeszcze bliżej - Kasia Romaniczyk: Rozmowa z psychologiem Dorotą Blumczyńską - By być - zapraszam Gdy pojawia się rodzeństwo - rozmowa z psychologiem | Rozmowa z psychologiem Dorotą Blumczyńską - By być - zapraszam 😊 | By Jeszcze bliżej - Kasia Romaniczyk
Wychowała rodzeństwo, a ZABIŁA własne dzieci. Słowa KSIĘDZA dają do myślenia Jeszcze raz wracamy do sprawy wstrząsającego morderstwa w Turzanach (powiat inowrocławski. woj. kujawsko-pomorskie). Katarzyna W. zamordowała swoje dzieci i próbowała odebrać sobie życie. Toruński psycholog podkreślił w rozmowie z "Super Expresem", że dużą rolę w sprawie odegrała paskudna choroba - depresja. Z kolei znajomi kobiety podkreślają wysiłek, jaki włożyła w opiekę nad rodzeństwem. - Jak umarła jej mama to ona zajęła się wychowaniem swojej młodszej siostry i brata - mówi nam jedna z sąsiadek Katarzyny W., - Ja nie mogę uwierzyć w to co ona zrobiła. Przecież ona tego Wojtka i Jasia kochała nad życie - podkreśla. Przeczytaj także: Katarzyna W. miała zadźgać Jasia i Wojtusia. „Co te dzieci czuły, kiedy matka je zabijała”. Makabra w Turzanach O tej tragedii mówi nie tylko społeczność z województwa kujawsko-pomorskiego. Czasami mamy wrażenie, że takie dramaty rozgrywają się tylko w filmach, ale prawda jest brutalna. Słowa dające do myślenia przekazał ksiądz z Inowrocławia. - O tej tragedii lepiej nie mówić. Ona potrzebuje ciszy i modlitwy. Przede wszystkim modlitwy. To niewyobrażalna tragedia - powiedział naszemu dziennikarzowi Franciszkanin ojciec Daniel Pliszka, proboszcz parafii świętego Krzyża w Inowrocławiu, do której należy rodzina Katarzyny W.. Katarzyna W., zawsze była odpowiedzialna. Zawsze bardziej dorosła od innych. Los jej nie oszczędzał. Gdy skończyła 18 lat, zmarła jej mama. Dopiero gdy jej rodzeństwo się usamodzielniło, ona wyszła za mąż. W piątek (5 lutego 2021 roku), około godziny policja została wezwana do jednego z domów w niewielkiej wsi Turzany koło Inowrocławia (kujawsko-pomorskie). Nikt nie do tej pory może uwierzyć w to co miała w nim zrobić Katarzyna W., Trzyletni Jasiu zginął od jej ciosu nożem w serce. Jego pięcioletni brat Wojtuś wykrwawił się od ciosów noże w plecy i klatkę piersiową. Śmiertelne ciosy chłopcom miała właśnie zadać ich mama Katarzyna W. (38 l.). Tym samym nożem, którym zabiła własne dzieci próbowała odebrać sobie życie. Poraniona weszła do wanny z ciepła wodą. Przeżyła bo jej teściowa weszła do jej pokoju. Katarzyna W., zmagała się z depresja. Od miesiąca przyjmowała lekki. Bliskim wydawało się, że jest z nią już lepiej. Gdańsk. Druga rocznica ataku na Pawła Adamowicza. To morderstwo wstrząsnęło Polską

Music video by Kasia Rodowicz performing Polny Skrzat. (C) 2014 Magic Records#Mini #PolnySkrzat #Vevo #MuzykaDziecięca

Historia Jasia i Hani z Bytomia porusza do łez! Przekaż 1% na Fundację Polki Mogą Wszystko i pomóż chorym dzieciom 30 kwietnia to ostateczny termin, w którym należy rozliczyć się z Urzędem Skarbowym, ale też jednocześnie szansa, by pomóc najbardziej potrzebującym. Jak? Przekazując 1 % podatku na wybraną organizację pożytku publicznego. Jeśli jeszcze nie zdecydowaliście, do kogo trafi wasza cegiełka, zachęcamy, abyście wsparli Fundację Polki Mogą Wszystko, która od lat pomaga potrzebującym dzieciom, takim jak Hania i Jaś z Bytomia! Poznajcie ich wzruszającą historię! Zobacz także: Jednoczymy się w pomaganiu. Dowiedz się wszystkiego o działalności fundacji Polki Mogą Wszystko Historia Jasia i Hani z Bytomia Ich choroba albo niepełnosprawność przerosły rodziców już na starcie. „Kto, jak nie my?”, stwierdzili Edyta i Marcin Sapetowie i porzuconym dzieciom stworzyli dom. „A może on szuka właśnie nas?”, pomyślała Edyta Sapeta, kiedy w Poniedziałek Wielkanocny cztery lata temu przeczytała na Facebooku hospicjum dla dzieci, że „bardzo chory Książę poszukuje rodziny”. Chłopiec miał mukowiscydozę, zespół krótkiego jelita, wyłonioną stomię, musiał być żywiony pozajelitowo: przez 18 godzin na dobę dostawał specjalistyczną mieszankę przez cewnik do żyły. Przez pierwsze siedem miesięcy walczył o życie w szpitalu. Rodzice Emila zrzekli się do niego praw. „On czeka tam na nas”, tak samo pomyślał mąż Edyty Marcin. U Edyty i Marcina Emil odżył. Nauczył się chodzić, zaczął mówić i jeść. Lekarze byli zdumieni jego postępami. Z cichego chłopca, który nigdy nie płakał (to jeden z objawów choroby sierocej: dziecko uczy się, że jego potrzeby nie są zaspokajane, więc ich nie komunikuje), stał się pełnym radości i energii urwiskiem. Zawsze uśmiechnięty, nigdy się nie skarżył. Wiosną ubiegłego roku Emil zachorował. To był początek lockdownu, kiedy trudno było namówić lekarza na przyjazd. Teleporady nie pomagały. Stan chłopca się pogarszał, z gorączką trafił do szpitala, rozwinęła się sepsa. Nie pozwolono nam nawet przyjść do niego na oddział. Miałam rozdarte serce, bo wiedziałam, jak on musi się bać, że go porzuciliśmy: to dziecko już przecież doświadczyło takiej traumy. Pozwolono nam go odwiedzić dopiero, gdy już było wiadomo, że musimy się z nim pożegnać. Odszedł w maju, po miesiącu pobytu w szpitalu, pół godziny po naszym wyjściu z oddziału, jakby czekał, żeby jeszcze raz nas zobaczyć ‒ mówi ze łzami w oczach Edyta Sapeta. Mat. prasowe Jak stworzyć rodzinę adopcyjną? Państwo Sapetowie pomagać dzieciom chcieli od zawsze. Edyta jeszcze w czasie studiów miała praktyki w domu dziecka, była wychowawczynią na koloniach, pomagała robić paczki dla dzieci z ubogich rodzin. Marcin też już na studiach angażował się w akcje charytatywne. Kiedy się poznali, doszli do wniosku, że chcą mieć dużą rodzinę, w której będzie miejsce nie tylko dla ich biologicznych dzieci. 10 lat temu urodził się ich syn Joachim. Mimo że chcieli, by miał rodzeństwo, nie udawało się. Dom na obrzeżach Krakowa kupili z myślą, że będzie to miejsce, gdzie porzucone dzieci znajdą miłość. Tu znalazł ją Emil, a potem w sierpniu 2019 roku 7-miesięczny Jaś – chłopczyk z zespołem Downa i niewielką wadą serca. Mat. prasowe Kiedy Emil odszedł, Edyta często rozmawiała z nim w myślach. Któregoś dnia, gdy pustka po jego odejściu wydawała się większa niż zwykle, powiedziała mu, że jeśli wie, że jest gdzieś dziecko pozbawione miłości rodziców, które ma trafić do placówki opiekuńczej, to niech da im znać. Po dwóch dniach przyszła wiadomość, że w ośrodku preadopcyjnym Tuli Luli na rodzinę czeka kilkumiesięczna dziewczynka. We wrześniu 2020 w domu pojawiła się więc pięciomiesięczna Hania. Ma zespół Downa, wadę serca i wyłonioną stomię. To nasze światełko i radość, dar od Emilka. Joachim jest w nią wpatrzony, to jego ukochana Księżniczka ‒ opowiada Edyta. Mat. prasowe Ty też możesz pomóc! Dzieci otoczone miłością robią niesamowite postępy. Jaś ma dziś ponad dwa lata, coraz więcej mówi, zaczyna chodzić, uczy się jeździć na trójkołowym rowerku biegowym, który Emilek otrzymał od Fundacji Polki Mogą Wszystko. Roczna Hania jak swój „bagaż zdrowotny” także rozwija się dobrze: przewraca się na brzuszek, gaworzy, reaguje na dźwięki, trzymana za rączki podnosi się do siedzenia. Edyta i Marcin są specjalistyczną zawodową rodziną zastępczą. Zanim nią zostali, przeszli szereg szkoleń w ośrodku pomocy społecznej, praktyki, badania psychologiczne, wywiad środowiskowy. Marcin pracuje zawodowo w biurze projektowym, a z dziećmi cały czas jest Edyta. Koszty opieki jednak są ogromne. Jaś i Hania potrzebują nie tylko szczególnie troskliwej opieki, ale i wizyt u specjalistów, rehabilitacji, sterylności, by unikać infekcji. Niezbędna jest też rehabilitacja, a w pandemii często jest ona ograniczona i przerywana. Dlatego Edyta i Marcin marzą o stworzeniu w domu małego centrum rehabilitacyjnego dla dzieci. Już kupiliśmy basen do rehabilitacji, trochę sprzętu. Teraz zbieramy pieniądze na salę doświadczania świata, z huśtawkami, przyrządami do integracji sensorycznej ‒ mówi Edyta. Pieniądze otrzymywane z urzędu na to nie wystarczą, dlatego państwo Sapetowie proszą dobrych ludzi o wsparcie. Ty też możesz pomóc! Aby wesprzeć Hanię, Jasia i inne chore dzieci, którymi opiekują się rodziny zastępcze, przekaż 1% podatku Fundacji Polki Mogą Wszystko ( Wystarczy wpisać w odpowiednią rubrykę numer KRS 0000074781 Edyta i Marcin Sapetowie stworzyli rodzinę zastępczą dla chorych dzieci. Mat. prasowe 10-letni Joachim jest troskliwym starszym bratem dla chorych maluchów: Hani i Jasia. Mat. prasowe
. 448 731 406 567 768 26 374 697

kasia jaś i piotr to rodzeństwo